Jechać nie jechać? Rosja – Moskwa
„Niewiele jest obiektywnych i wiarygodnych informacji dających jasny pogląd gdzie i dlaczego warto pojechać. Biura turystyczne i linie lotnicze zainteresowane są sprzedażą swojej oferty, przedstawiają więc wszystko w superlatywach. Z kolei przewodniki zachwalają miejsca których dotyczą.
Do tego większość podróżników jest tak zadowolona z siebie i ze swoich podróży, że trudno doszukać się na forach czy blogach, opinii krytycznych czy negatywnych o krajach czy turystycznych kierunkach.
Tu jestem wyjątkiem, bo jako urodzony malkontent i krytykant, rejestruje ostro różne słabości i ułomności poszczególnych miejsc. Widziałem sporo i nie biorą mnie tak łatwo piękne widoki, jeżeli klimat trudny, drożyzna i do tego problemy z wizą.” Tak pisze o sobie i swojej książce Pablo.
Dzięki jego uprzejmości mamy możliwość opublikowania kilku fragmentów jego książki, które mają zachęcić do zapoznania się z całą książką, bo naszym zdaniem naprawdę warto.
Moskwa jest sympatycznym celem weekendowych wypadów czy też miejscem targów i różnych biznesowych konferencji.
Jest dużym miastem z licznymi zabytkami i dość charakterystyczną socrealistyczną i komunistyczną zabudową, które niewątpliwie warto zwiedzić. Utraciła natomiast nimb miasta egzotycznego i strasznego. Przestała być obszarem niesamowitych przygód i zdarzeń, które wspomina się latami przy wódce tak jak zdarzenia z wojska czy wojny, jeśli ktoś ją pamięta. Obrosła legendami o bogactwie, wymaga odwiedzin i weryfikacji tych mocno przesadzonych opinii.
Wszystko w Moskwie mocno znormalniało i ostatnio, po różnych kryzysach i dewaluacjach, przestało tam być nawet specjalnie drogo. Nie jest także niebezpiecznie dla Polaków. Uważać muszą ludzie o skośnych oczach lub ciemnej cerze, bo przez narodowców mogą być uznani za ludzi z Azji Środkowej lub Kaukazu i w związku z tym pobici. Moskwa przestała być tajemnicza, trudno osiągalna, dziwna, dzika, wspaniała. Przestała też regionem szybkich interesów, niebywałych okazji i wylęgarnią fortun. Nie jest już również rajem dla poszukiwaczy erotycznych przygód, cudownych wrażeń towarzyskich czy rewelacyjnych okazji matrymonialnych. Życie w tym mieście nie odbiega jakoś dramatycznie od światowych standardów i trzeba się dobrze rozejrzeć, aby zobaczyć wyjątkową specyfikę czy jakieś lokalne ciekawostki. Restauracje, kluby, puby i dyskoteki są mniej więcej normalne i nie grozi wam, że w trakcie zamawiania lunchu spod stołu, za którym siedzicie, wyjdzie pułkownik Czerwonej Armii, wyszczerzy złote zęby, przygładzi niedbałą fryzurę, zasalutuje i wężykiem oddali się do wyjścia.
Zatem choć raczej nie spotkają was dzikie przygody, warto odwiedzić Moskwę. Kreml, plac Czerwony z okolicami to tak naprawdę pełen dzień zwiedzania i należy pamiętać, że szczególnie w sezonie bilety do Skarbca mogą być wyprzedane. Galeria Trietiakowska i Muzeum imienia Puszkina z pewnością są warte odwiedzin, i to odwiedzin spokojnych, bez presji czasowej. Osobiście zachęcam także do odwiedzin Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, w którym monumentalna sala-mauzoleum robi wrażenie. W pobliżu jest panorama bitwy pod Borodino, którą też warto zaliczyć. Sympatyczne i ogólnie niedoceniane są właściwie wszystkie podmoskiewskie pałace, a już zupełnie niedoszacowane w różnych przewodnikach jest Carycyno. Ten moskiewski pałac Katarzyny Wielkiej został niedawno olbrzymim nakładem środków podniesiony z ruin i zamieniony w efektowne muzeum i park. Uznałbym, że to powinien być obowiązkowy punkt programu. Będąc tam, poświeciłem sporo czasu na robienie sobie zdjęć w strojach z epoki, co za drobną opłatą oferuje muzeum. Dość sympatyczne są przejażdżki statkami po rzece Moskwa, ale to oczywiście tylko latem. Dość drogą, ale wyjątkową atrakcją są strzelania z kałasznikowa lub innej broni. Walnięcie z bazooki do starego czołgu albo „popracowanie” cekaemem dla wielu panów może być przeżyciem niezapomnianym. Tym bardziej że instruktorka ma sto siedemdziesiąt sześć centymetrów, dwadzieścia pięć lat, figurę modelki i ubrana jest w strój specnazu.
O dziwo wizyta w moskiewskim cyrku nie powala. W moim przypadku z całego dwugodzinnego spektaklu tylko jeden akrobatyczny numer uznałbym za niezapomniany. Również balet na lodzie i ludowe spektakle dla turystów organizowane w różnych lokalizacjach nie są najwyższych lotów.
Wizyta w dużej, eleganckiej i drogiej bani jest godna polecenia – bo wyjątkowa. Mówię tu o bani, która jest jednocześnie restauracją, klubem i ekskluzywnym basenem, gdzie bogaci Rosjanie załatwiają interesy biznesowe i inne.
Oczywiście po Moskwie należy się poruszać metrem.
Trzeba przy tym mieć z sobą kogoś, kto nieco włada rosyjskim, gdyż nazwy stacji i inne informacje są podawane cyrylicą. Niektórzy podziemną kolejkę zwiedzają jak jakieś muzeum, co postrzegam jako przesadę, ale poruszanie się metrem jest tanie i wygodne. Dla miłośników alkoholu, muzyki i clubbingu przez Crawl Pub Moscow organizowane są nocne rajdy. Raczej specjalnie nie liczyłbym na jakieś niesamowite znajomości, bo Rosjanie są ogólnie pełni rezerwy do obcych, ale na pewno poznacie fajne lokale, do których samemu pewnie byście nie trafili. Wartość drinków, jakie dostaje się w ramach biletu, jest większa niż ich koszt, więc zabawa jest też korzystna ekonomicznie.
Z Moskwy warto wywieźć łupy w postaci na przykład dobrej wódki Russkij Standart, czapki uszatki, pamiątek z Putinem w roli głównej czy ciągle tanich papierosów. Warto kupić sobie trochę czerwonego kawioru. Z czarnym dajcie sobie spokój, bo prawdziwego już od dawna tam się nie sprzedaje, a to, co jest, pozostawi jedynie niesmak i rozczarowanie.
Gdy w 1976 roku pierwszy raz byłem w Moskwie, zawieziono nas na plac Czerwony. Kiedy tam stanąłem, zimą wśród padającego śniegu, i ujrzałem wieże Kremla, kolejkę do mauzoleum Lenina i Sobór Wasyla Błogosławionego, pomyślałem, że udało mi się dotrzeć w wyjątkowe miejsce. Kurczę, jestem tu! Moskwa! A potem zawirowało. Zakrapiane imprezy na dansingach, dziewczyny, handel, zwiedzanie. Gadanie po rusku i poznawanie ludzi. Działo się. Kiedy w eleganckim hotelu dla zagranicznych gości zjeżdżaliśmy windą z Olimpu do recepcji, dwóch jadących z nami z góry kelnerów rozmawiało o Polakach. Gdy padło słowo „chujki”, mój kolega Bogdan bez żadnego uprzedzenia chwycił jednego oburącz za gardło. Facet zemdlał i padł na podłogę. Winda stanęła na dole, drzwi otworzyły się i czekającemu tłumkowi Francuzów ciało wytoczyło się pod nogi. Spokojnie poszliśmy w swoją stronę przez nikogo nie niepokojeni, słysząc tylko francuskie ochy i achy.
Na tej samej wycieczce postanowiliśmy się wybrać do kawiarni. Na prospekcie Marksa, mroźnym i ośnieżonym, stała na wietrze kolejka do kawiarnianych drzwi. Zajęliśmy miejsce na końcu. Gdy stojący w ogonku Rosjanie zorientowali się, że jesteśmy obcokrajowcami, poradzili, aby zamiast marznąć godzinę, przykleić pięć rubli do szyby drzwi wejściowych. Tak zrobiliśmy i chwilę później siedzieliśmy w gwarnej sali na piętrze. Z szafy grającej śpiewał Niemen. Kelner dosadził do naszego stolika parę studentów. Zamówili szampana i pomarańcze z cukrem. Byli w kawiarni dwa razy w życiu: gdy dostali się na studia i tego dnia, z okazji uzyskania dyplomu. O Polsce nic nie wiedzieli poza tym, że to mały, biedny kraj, który oni, Rosjanie, utrzymują. Wywiązała się krótka dyskusja, w trakcie której Bogdan rzucił, że Breżniew to ch… który nie zna się na gospodarce. W tym momencie nasi rozmówcy oraz obsady wszystkich sąsiednich stolików rzucili się do wyjścia. Knajpka opustoszała. Spokojnie dokończyliśmy swoje lody i poszliśmy do hotelu. Celebracja dyplomu naszym przygodnym znajomym chyba się nie udała.
Ale naprawdę krwiożerczą twarz pokazała mi Moskwa kilka lat później.
W pobliżu stacji metra WDNH stoi wybudowany przez Francuzów elegancki i nowoczesny, duży hotel Cosmos. Znajdował się tam nocny klub, w którym bawili się zagraniczni goście oraz śmietanka rosyjskiej stolicy. Oczywiście też musiałem się tam znaleźć. Było tłoczno, bo miejsce to ściągało najatrakcyjniejsze dziewczyny w Moskwie, szczególnie te, które chciały poznać „innostrańcow”. Niskie stoliczki i głębokie fotele w jaskrawych kolorach były miłym tłem dla ciekawie ubranych gości. Na środku znajdował się parkiecik, na którym tańczono.
Dalsza część w książce „Jechać nie jechać t2”
WYCIECZKI DO MOSKWY
Obrazy użyte na podstawie licencji od Shutterstock.com lub pixabay.com lub własne BT Bezkresy